środa, 16 października 2013

To moje sory od i do mojej głupoty

 Irytuje cię to, że inni mają inne zdanie, i to że akurat w tej kwestii mają więcej racji od ciebie? (nawet w tym zdaniu nie chce przyznać że się po prostu myli) A może odpuścić. Nie! Jeżeli nie odpowiesz to oni powiedzą ostatnie słowo, a zatem wygrali. (siedź cicho bałwanie) Nie, tu nie chodzi o wygranie, tylko kto ma rację, a kto ją posiądzie ten ma wiarygodniejszy/pełniejszy (jak można zamiennie stosować te dwa wyrazy, skąd ta koligacja?) obraz świata.
...
Siedzi i patrzy ze zdziwieniem w monitor. Na twarzy rysuje się zażenowanie: jak coś takiego może w ogóle mieć sens? Gdyby był to papier, z pewnością wyrwałby te stronę, zmiętolił, wstał i poszedł do kosza. Ale to zera i jedynki nawleczone na energetyczne łańcuszki.
 Przybliża prawą rękę do ekranu. Opuszkami palców dotyka. Naciska. Jeszcze mocniej i mocniej. Delikatny dreszcz przechodzi go po całym ciele. Spoglądając na rękę powoli odsuwa ją razem z cienką, migotliwą warstwą pikseli. Automatycznie zginając palce załamuje tafle, która to ostrosłupem przebija bez bólu jego dłoń. Błyskawicznie wprawia mięśnie i ścięgna w ruch, przywracając powierzchni poprzedni kształt. Jeszcze raz. Tym razem bacznie przygląda się fakturze materiału. Bez żadnych strat pojawia się ostrosłup. Migotliwy kryształ liże nabłonek między palcami, stopniowo oddając swoje zimno. Przyjemny chłód lodu, roztapiającego się w ręce w lipcowy dzień.

Koło, koło fortuny się toczy

Hej, kto to mówi? Kto przełączył kanał!?

Czemu tu zatem jeszcze siedzisz?

Gdzieś dalej, gdzie schludnie ubrani ludzie nie wchodzą... Jezu, jak ta wódka jest dobra. Tylko, czemu on jest tak, tak zdradliwa... tak mocna? Wycie skunksa dobywa się z trzewi. Jęczenie starego maleńkiego wyrzucającego z siebie żółte chust wspomnień. Błyski. Ciemność. Spokój i cisza. (mam nadzieje, że nie wciśniesz mi tu tego, taniego chwytu z morzem i mewami, he!?)

Już po północy, co cie tu trzyma?
Chyba nie powiesz mi że,
to zmęczenie dniem cię zahibernowało
na sen.
Wprowadzasz coraz większy chaos.
Na co ci to?
Wylewasz wszystko do jednego gara,
miast planowo otwierać
poszczególne zbiorniczki.
Denny wiersz, bez rymowy.

Ktoś to ma czytać? Ktoś to kupi? Poprawił okulary na nosie siwiejący pan w czerwonym, jedwabnym szalu. Twarz jego, różowa o prostokątnym zarysie, z proporcjonalnymi rysami, niczym u Fidiasza wyrażała kpinę przesiąkniętą oburzeniem. Odszedł od okna, gdzie październikowe słońce wydobywało jego stateczne rysy. Odłożył na stosie, i ocierając się skórzanym płaszczem o niechlujnie zagospodarowane kosze i regały wyśliznął się ze sklepu. Fioletowy kot, siedzący na jednym z owych stosów, obserwował go jeszcze przez chwilę zanim zniknął w następnej bramie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz