czwartek, 12 kwietnia 2012

Autorefleksyjna destrukcja nad pięknem własnym, czyli narcyzm

"Obcując z potworami, uważaj abyś nie stał się jednym z nich. Bo kiedy patrzysz w otchłań, otchłań może zacząć patrzeć w ciebie." F. Nietzsche

Huk i świst obracanych tłoków przędzarek swoja monotonią szlifował ich skronie i uszy. Stali pośród nich raptownie gestykulując.
-Co mówiłeś!? Że za dużo?
-Przestań mleć tym swoim ozorem! Znalazł się kolejny krasomówca zaściankowy. Są was tysiące. A to wszystko mi się już po prostu u-l-e-w-a. Zrozumiałeś, ULEWA! Wychodzi mi uszami, nosem, ustami niczym... to... sukno. Nie widzisz tego tłumu mówców i demagogów. Gadają, pokazują, gadają i pokazują, wrzeszczą i gwałcą swoimi wymiocinami. A każdy z nich zaspokaja swoje własne wściekle pierwotne pragnienie, żądze "bycia" w świecie. A może to niezaspokojona doza wysłuchania i zrozumienia przez bliskie osoby i braku krzty miłości...
-Co ty mówisz! Przecież posiadanie posłuchu nie musi się równać braku jakiegokolwiek wzmacniającego, budującego uczucia. Czemu jesteś taki sceptyczny?
-Jeszcze udaje głupca, wstydź się! Zobacz, zobacz ilu jest tych co chcą uczyć... ( Uczyć, toż to farsa!) Nie, oni raczej wybijają się swoim przenikliwie ostrym głazem ego-mądrości. I wyskakują nagle z pod ziemi. Tak są szybcy, i jeszcze prześcigają się kto będzie miał lepsze, bardziej prowokujące, wyuzdany charakter -wnoszący ponoć coś nowego.
 Z perspektywy mrówki są to wysokie trudne do zdobycia szczyty. Tak... punkt widzenia zależy do miejsca siedzenia... jakież to prawdziwe do bólu mój drogi! Ale co to?! Nagle te szczyty znikają. Wylatują w powietrze i wracają zdruzgotane w kawałeczkach. Dla mrówki to szok.<< Jak to, to ich już nie ma? co się z nimi stało?>>. Lecz to jej spojrzenie. Natomiast zamiatacz, który zmiótł je swoją miotłą, w czasie gdy to robił myślał o czymś innym, jeżeli w ogóle myślał. Zamiata plac miejski w słoneczne wczesnojesienne popołudnie. Zrobił co maił zrobić i tyle.
-Czy nie uważasz że to nazbyt okrutne, stawiać czyiś głoszonych poglądów i zainteresowań pod pracą i osobą zwykłego zamiatacza.
-A czy oni nie są okrutni i głupi. Wyrzucili Boga na śmietnik, z szatana uczynili pocieszna maskotkę, gorzej jak niemiecki diabełek ubrany w kusy fraczek. I ryczą dookoła, chcąc ogłuszyć i zagłuszyć. Wolność. Równość. Braterstwo. Nosz kurwa mać! Rozpłacz płynie rzeką poprzez świat. Wszyscy winni są!
  ...I wyniósł siebie człowiek dnia ósmego ponad góry i oceany. Zapomniał o swym Ojcu, Stworzycielu.
Sam siebie ród ludzki uznał za alfę i omegę. I chciał Go strącić. Lecz zanim to chciał uczynić, zapomniał( a także zapominał) Jego dekalog, a działo się to jeszcze na długo przed tym...
 Człowiek sam sobie tworzy moralność bo zapomina o Nim. No przecież ludzka moralność jest taka piękna. Czyż nie? Niech martwa bala drzewa sama sobą rozporządza. Człowiek jest istotą skończoną. Nie było go a świat jakoś o dziwo istniał, żył, rodził się i umierał. Człowiek istnieje, dzieje się podobnie. Człowieka nie będzie, świat dalej będzie się toczył. A moralność, podział na dobro i zło nie jest skończony, wręcz przeciwnie on trwa nieustannie. Doskonały. Czemu tak? Bo widziałem już zbyt wiele systemów moralnych które same siebie pożarły, a stworzył je człowiek. Więc pytam: czy naciąganie praw nieskończoność przez ułomną jednostkę, wyjdzie jej na zdrowie? Wszechświat nic nie poczuje, człowiek nigdy już nie poczuje.
 Lepiej mi wierzyć w Boga, który stworzył nas bo jest niewyobrażalną dobrocią i miłością dla nas. Której my nie potrafimy pojąć bo nie jesteśmy nieskończeni jak On... ot co. A za bardzo się rozgadałem, jeszcze ze mnie jakiś fanatyk wyjdzie he he.
- Hm, tak więc co radzisz?
- Czytaj, i jeszcze raz czytaj a także podróżuj, i by ci było łatwiej ucz się języków!
Wchodząc jeszcze po drabince na piętro szwaczek rzucił do niego: I pamiętaj, nie ufaj nikomu, nawet mnie! Łatwiej przyjdzie ci wbić nóż w plecy, niż zaufać świadomie komuś na chwilę!
Już na górze dodał do siebie w duchu: A jednak tak bardzo chciałbym kogoś pokochać...

10 komentarzy:

  1. Pana wypowiedzi przesiąknięte są krytyką i negacją... Czym jest to spowodowane? Skąd taki pesymizm?

    OdpowiedzUsuń
  2. Mam nadzieje że nie masz na myśli wszystkich moich dotychczasowych postów. Jest to pesymizm trwający chwilę w czasie myślenia nad rzeczami, lub gdy coś się nawinie. Dotychczas miałem przyjemność głównie zwracać uwagę w tym kierunku. Chciałbym napisać i napiszą w niedalekiej przyszłości w tonie pozytywnym. Gdy tylko zbierze lub odnowi się parę przemyśleń. Już coś powoli kapie.
    Widzę także pozytywy życia i mojej obecnej sytuacji materialnej. Lecz czasem trzeba z siebie upuścić tą ciemniejszą krew.
    Krytyka i negacja jest spowodowana nieufnością do świat który chce za mnie myśleć i decydować. Gdzie wszyscy razem mamy się usilnie socjalizować, jakby nam tego brakowało. Jeśli to potrzebne, mogę zapewnić że nie jestem homofobem czy rasistą. Na negacji nie można wznieść się wyżej niż obiekt przez nas nienawidzony. A bezowocna krytyka wyrządza równie wiele szkód co brak jakiejkolwiek. Więc teraz trochę konstruktywnej krytyki.
    Staram się być chrześcijaninem nie tylko w kościele, czy przed krzyżem lub na cmentarzu. Nie zawsze postępuje tak jak byłoby to oczywiste dla tej wiary. Nie powinienem się obrażać i tuptać nogami że Europa staje się jak staje i krzyczeć że to bezbożnie.
    Powinienem pokazać że wierzę w Boga swoimi czynami i słowami, a wtedy może ktoś się do mnie przyłączy. Tak, tylko trzeba jeszcze działać nawet kiedy brak sił i ogarnia zwątpienie. I tak dopełniam tą wypowiedź powyżej.

    OdpowiedzUsuń
  3. Co ma do szczęścia sytuacja materialna? Tak jak powiedziałeś jest to pozytyw, ale nie sądzę żeby dawał cokolwiek duchowego- oczywiście, pieniądze umożliwiają rozwój, pewnego rodzaju satysfakcję, ale nie możemy mieszać z tym stanów emocjonalnych i naszych uczuć abstrakcyjnych :) Z pozycji obserwatora mogę wywnioskować, że pesymizm bierze się z natłoku myśli, czasami nawet bez konkretnego powodu, albo ze wstrętu do norm i zasad. Wiem, nie wszystkie Twoje posty są zachowane w duchu pesymistycznym; mają w sobie zalążek nadziei... na szczęście, miłość, zrozumienie, to czego poszukujesz.

    Nie znam się na literaturze, ale sądzę, że to jest dobre. Masz ciekawy punkt widzenia. Dlaczego zahaczyłeś o chrześcijaństwo? Taak, prawdziwie wierzący człowiek jest przydatny dla społeczeństwa, ale nie wiem jak to się przekłada na temat krytyki.
    Taka jest moja interpretacja.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Często jest tak że dopiero przy pewnym komforcie, poziomie życia, człowiek może zająć się czymś więcej jak tylko jedzeniem i spaniem. Tak jak róża nie rozkwitnie na pustyni, tak umysł bez nieskrępowanego dopływu tlenu ponad fale oceanu nie zacznie działać. Nie przeczę jednak, ze istnieją wyjątki które potwierdzają tą regułę (np. dorosły Norwid). I nie chodzi mi wyłącznie o pieniądze. Bo człowiek z kasą, a bez kultury, świadomości i humanitarnego postępowania może posiadać tylko jeden przymiotnik: bogaty.
      Faktycznie, miewam natłoki myśli przy dość błahych przyczynach- czasem łapę się za głowę śledząc drogę jaką przebyłem jakiejś zaległość po dywagacje nad całym wszechświatem.
      Brzydzę się swojej własnej i cudzej rytualnej skostniałości. Ale błędem jest wyrzucać wszystko do kosza.
      Czemu nawiązałem do chrześcijaństwa? Bo to nasz krąg kulturowy i cywilizacyjny sięgający od Troi i skarbu Priama (a nawet wcześniej), przez helleńską filozofię i sztukę, ład i potęgę Rzymu, prometejską pracę mnichów i legendę Rolanda, wskrzeszone piękno renesansu i baroku, oświeceniowe ideały społeczeństwa... XIX-wieczną pracę i naukę, które dały nam obecny techniczny świat. I teraz, kroczymy, lecz dokąd? Nie powinniśmy się wstydzić chrześcijaństwa-także ateiści- tak samo jak Grecji i Rzymu. Arabia i Wschód są nam równe, tyle że inne.
      A do krytyki jest odpowiedzią, lecz nie przymusem do mówienia tylko o Bogu i Jego zasadach. Jest to krytyka nie tylko otoczenia, ale także mnie.

      Usuń
    2. Zgadzam się z Tobą. Chrześcijaństwo jest nieodzownie związane z naszą kulturą, ukształtowało jej dzisiejszy wymiar. Pamiętasz może sprawę konstytucji UE, gdzie nie zamieszczono wzmianki o chrześcijaństwie, a wymieniono dziedzictwo Greków i Rzymian? Co o tym sądzisz? Czy to nie krótkowzroczność i wybiórczość? Kraje, które uważają się za skrajnie tolerancyjne, zapominają o tym z czego wzrosły. Czy hasła wolnościowe i współczesne "prawo talionu" są dobrym zamiennikiem dla prawa miłości, którego nauczył nas Pan? Nie mogę pogodzić się z tym, że coraz więcej wiemy, a coraz mniej czujemy. Mądrość w żadnym wypadku nie jest związana z moralnością. Inteligencja sama w sobie nie jest ani dobra, ani zła. Zadałeś pytanie-dokąd kroczymy. Chciałabym żebyśmy doszli tam, gdzie zabliźnią nam się wszystkie rany, osiągniemy spokój i cel. Im więcej wiedzy posiadamy, tym bardziej w tym toniemy i zastanawiamy się nad autentycznością tych prawd. Czy pobożna babcia, która nie ukończyła szkoły i bezgranicznie wierzy jest gorsza od wątpiącego filozofa? Czy dziecko, które widzi wszystko takim jakim jest jest głupsze od obłudnego polityka? Pomimo galopującego rozwoju cywilizacji, pomimo oswojenia kosmosu, zdobyczy techniki, nauki; jesteśmy coraz bardziej puści i powierzchowni. Wynalazki do niczego nas nie doprowadzą, jeżeli nie będziemy ich wykorzystywać zgodnie z dekalogiem i uczciwością. Inaczej obrócą się przeciwko nam, doprowadzą do zagłady i pobudzą tylko złe żądzę malutkich ludzi. Nie rozumiem "wtrętu" o skostniałości. Czy człowiek, który tak intensywnie i twórczo myśli może być skostniały?
      Chylę czoła przed Twoim lekkim piórem, za którym kryję się ogromna wiedza i wrażliwość.

      Usuń
  4. Dziękuje uprzejmie za wyrazy uznania...
    Greków i Rzymian (starożytnych )już nie ma, nie obronią się, są umarli fizycznie. A o umarłych mówi się dobrze, albo wcale. Są podziwiani za ich jasne strony, przesuwając na margines ich ciemne sprawki. Wyznawcy Chrystusa są ciągle obecni i biorą udział w życiu społecznym. Będąc jedną ze stron w ciągłym ścieraniu się poglądów czasem przegrywam, czasem zwyciężamy. Jak wiemy większość zachodu jest, jeżeli nie wrogo to niechętnie nastawiona do chrześcijaństwa.
    Wynika to z paru przyczyn. Podstawową to przeszłe mariaże z tronem, na którym cierpiały idee katolicyzmu i protestantyzmu. Może i Kościół zyskiwał większe wpływy i splendor władzy, ale wykrzywiało to postawy duchowieństwa. Kolejną to już prawie 67 lat pokoju na zachód od Łaby. Rodzi się i dorasta już trzecie pokolenie które nie zaznało cierpienia i głody wojennego. Utrzymuje się wzrost gospodarczy- można spokojnie zaryzykować stwierdzenie, że ta część Europy przeżywa najobfitszy dla większości społeczeństwa czas. Niestety wzrost religijności wiąże się z czasem większych niepokojów politycznych czy poczuciem zagrożenia. Jak trwoga to do Boga. Jezus przyszedł do biednych, gdyż wcześniej bogaci odrzucili przyjaźń Stworzyciela.
    Wszelaka mądrość i wiedza istnieją po to właśnie żeby je gromadzić i uczyć się z nich szacunku do świata i zaakceptować to że i tak wszystkiego nie poznamy i pojmiemy. Lecz, jak wspomniałeś w jej natłoku, a bez podłoża emocjonalno-wierzącego to tylko kolumny i wiersze którymi chciwi będą manipulować nieoczytanych. A świat bez żadnej wiary to Utopia.
    Musze się z tobą trochę nie zgodzić w sprawie przemian. Świat według mnie nie zmienia się na gorsze czy lepsze. Faluje, raz opadając to raz się wznosząc. On trwa jak kameleon na gałęzi zmieniając barwy, lecz nie na jednolitą na całym ciele. Jedna noga może być czarna, przypominająca zwęgloną, a tuż nad nią pstrokata układanka. My mamy póki co to szczęści że żyjemy prawie na grzbiecie który ma już niestety płowiejące kolory, lecz jeszcze je ma. Inni muszą trząść się na ogonie.

    OdpowiedzUsuń
  5. Refleksja goni refleksję... Jak myślisz, czy mamy wpływ na nasze położenie i sytuację fragmentu świata na którym żyjemy, ludzi..? Czy starania związane z chęcią polepszenia tej sytuacji mają jakikolwiek sens? Powiedziałeś, że świat faluje. Taak, ale mówiłam o zmianach mentalności ludzi związanych nieodzownie z cywilizacją. Coraz szybciej się przemieszczamy, porozumiewamy, a czasu mamy coraz mniej. Co o tym sądzisz?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Gdy nie będziemy wierzyć że możemy coś zmienić, to nic takiego się nie stanie-a jest to na rękę monopolistom dziedzin życia, którzy zniewalają otoczenie swoim panicznym przywiązaniem do utraty tego co mają (wszytko gnuśnieje ). Trzeba być (niekiedy )szurniętym idealistą by działać i nie dać się złamać... Chęć do zmian jest jak dla mnie objawem życia, nawet jeżeli oznacza upadek czy wyginięcie starych form. Mamy archiwa, muzea i cmentarze i tam znajduje się przeszłość i nasza przyszłość- bo my z naszymi poglądami też przeminiemy.
      Musimy w to wierzyć, że jesteśmy panami swojego losu.(wstawka-czuję że teraz myślę jak kandydat do fotela prezydenckiego USA, więc pewnie jest to ci znane, a dla mnie dość śliskie i zardzewiałe. Dalsza część będzie więc tym trącać)Szukać nowych rozwiązań, czy też odgrzebywać zapomniane a niewykorzystane- jestem przeciwny przywracaniu poprzednich pomysłów które były a się zwyczajnie skończyły. Nie trzeba od razu zdobyć rzeszy zwolenników, lecz małymi i zdecydowanymi kroczkami. ALE należy trwać w naszym marzeniu i ideale. Jeżeli nie będziemy chcieli się zmieniać to zmienią nas. Ciągłe zmiany to zbyt radykalny pomysł. Jeżeli gmach ma stabilne fundamenty i mocne ściany to należ dbać o jego konserwacje.
      Czyli naprawiajmy co zepsute, a kiedy już i to nie wystarczy budujmy nowy dom. A z mentalności jest jak z niedorzecznymi przyzwyczajeniami, trzeba je korygować, ale w sposób miękki.
      Czy faktycznie świat przyspiesza? Tak, chociażby patrząc na podręcznik z historii. O czasach niepiśmiennych jest ledwo parę stron, starożytność to już 50-70 stron, średniowiecze około 120, czas od 1500 do 1900 to już prawie 2 razy więcej niż wszystkie poprzednie epoki razem, a ostatni wiek ma tyle samo stron co poprzedni. Przyspieszenie świat wiąże się właśnie z możliwością gromadzenia informacji. Im więcej połączeń i im szybszy jest przekaz tym więcej gromadzimy danych. Przekaz wiąże się ze środkiem lokomocji, a te mamy coraz szybsze.
      Dajemy się zagnać do pewnego kieratu-wyścigu szczurów. Nie czaje tego systemu nagród i harówki. Jestem licealistą i według niektórych moich nauczycieli nadaje się do olimpiad, ale ja się tego boje, przeraża mnie ogrom wysiłku jaki trzeba włożyć nie będąc pewnym czy indeks jaki ci zapewnia wygrana olimpiad, jest ci potrzebny do studiów na które niekoniecznie chcesz iść. A studia obecnie wydaja mi się fabryką takich byle sobie ekspertów. Pewnie jest to wypaczony pogląd, ale jestem historykiem z zamiłowania, więc nie widzę dla siebie miejsca w zaszufladkowanej przyszłości.
      Tjaa, mamy coraz więcej czasu, maszyn za niedługo same nam wypiorą nasze ubrania wedle własnej woli! Nawiązujemy znajomości, kontakty, dyskusje(jak choćby nasza ) a z bliskimi nie potrafimy porozmawiać o czymś więcej jak o pogodzie, szkole,pracy czy problemach w ogóle. Czasem siedząc przy obiedzie razem z rodziną gra radio a my nic. Radio do nas gada, jesteśmy obok siebie, a nie z sobą. Czasem coś we mnie krzyczy, wrzeszczy, bije się z tą sytuacją, ale jak to przekazać?

      Usuń
  6. Przykro mi, że wielu z nas cierpi z powodu braku kontaktu z osobami najbliższymi. Kochając się, troszcząc się o siebie, nie potrafimy rozmawiać, może jesteśmy zbyt zajęci, albo nie chcemy otworzyć się przed ludźmi, którzy-wydawać by się mogło-znają nas najlepiej. Szybciej przychodzi nam zwierzyć się nieznajomemu w nocnym pociągu lub opowiedzieć anonimowej osobie na czacie swoje drastyczne przeżycia. Często kryjemy się w futerałach z obojętności, zimna i samotności. Wiele razy byłam odbiorcą wyznań osób, z którymi rozmawiałam po raz pierwszy, nierzadko mówiły mi one o swoich udrękach, przeżyciach związanych z rodziną, upokorzeniach. Przyznawały się do swoich błędów, potrzeby ciepła i uczucia wyobcowania, bycia "trędowatym" wśród innych-tych (niby) normalnych [choć dla mnie normalność nie jest pojęciem definiowalnym-może już lepszym słowem jest "zwyczajność", "powszechność", "przeciętność"]. Takie rozmowy utwierdzały mnie, że nasze lęki, cierpienia wynosimy często z domowego zacisza, gdzie pomimo wzajemnej miłości nie znajdujemy oparcia, chęci pomocy. Nie poznałam "ciszy domowej", często rozmawiam z rodziną, czasami wręcz się przekrzykujemy (co jest już odwrotną sytuacją), ale odczuwam brak zrozumienia. Doszłam do wniosku, że potrzebuję jednej jedynej osoby, której mogłabym powiedzieć wszystko bez konsekwencji, która by mnie nie wyśmiała ani nie zlekceważyła, która potrafiłaby dotrzymać tajemnicy, wesprzeć i doradzić we wszystkich moich niejasnościach. Tylko gdzie takiej osoby szukać? Nawiązując do tematu studiów, myślę tak samo jak Ty. Przeraża mnie wybór kierunku, uczelni. Nic nie wydaje mi się na tyle godne zainteresowania, by pójść w tą stronę, a mam świadomość, że z filozofii nie wyżyję. Kiedy znajomi i infantylne ciocie pytają mnie o wybór zawodu, odpowiadam, że zostanę filozofem wiejskim i wzruszam ramionami. Taka niepewna ta przyszłość... Skoro nasza dyskusja jest ciągiem wątków, pytań, odpowiedzi, refleksji i opinii, to mam pytanie związne z ostatnim zdaniem Twojej wypowiedzi odnoszącej się do narcyzmu z dnia 12 kwietnia 2012r.: czym jest dla Ciebie miłość?

    OdpowiedzUsuń
  7. Miłość, miłość... Nigdy jej nie doświadczyłem w swoim sercu tak bym mógł powiedzieć że kocham z mojej nieprzymuszonej twórczej woli. Choć czuje jej oddech na karku, a nawet stała tuż przede mną. Może to stan w którym świadomie oddaje się drugiej osobie w niewole, stając się głupcem zależnym do tej obok mnie. Przeraża mnie, budzi we mnie gniew, nienawiść( nie precyzujący osoby) ale domyślam się po części czemu tak jest. Chyba też nie ma na nią miejsca, bo na razie siedzi w mojej głowie idea wolności. Wolności totalnej. Wolności od upokarzających używek i żądz, dalej pragnień, kagańców pozorów/imaginacji i "tego co powinienem robić", kolejnym stopniem jest wyzbycie się wszelkiego przywiązania do tego co ziemskie-od potrzeb egzystencji cielesnej i wszelakich uczuć, stanów( bólu, strachu, tęsknoty, cierpienia, goryczy, radości, szczęścia, przyjaźni i miłości). Ten ostatni aspekt, kiedy przestane się martwić znajomymi, bliskimi, rodziną, a w końcu samym sobą będzie można uznać za wolność. Nic, pustak i tylko ja. Myśląc nad tym doszedłem do wniosku że w takim razie to coś bliżej nieokreślonego albo śmierć a dalej możliwe zbawienie. Nie oznacza to że jestem jak beton partyjny, i nikt nie będzie potrafił wywrócić mojego życia do góry nogami.
    Przyczyną tego typu rozważań były słowa Jezusa, który mówił do swoich Apostołów, że aby stali się tacy jak On, winni zaprzeć się swojego dotychczasowego życia, oraz niektóre piosenki The Doorsów.
    A tak pro po filozofii, to dostaje ekstazy gdy zaczynam rozważać myśli i problemy filozofów. Wszystko we mnie goreje, lecz szybko o tym zapominam gdy się tym nie zajmuje( bo przychodzi codzienność spraw i upodleń).
    Może i miłość pozwoliłaby mi się naprostować, przestać jak kanarek chaotycznie latać we wszystkich kierunkach w pięknej klatce.

    OdpowiedzUsuń