poniedziałek, 2 kwietnia 2012

"Bo cóż to jest obawa śmierci?"
Zapytał pan Wokulski.

Czy to nie sztuka akrobaty na linie
Który surrealistycznie jedzie spodem,
Zwisając i lekko naprężając
Nić babiego lata,
Nie towarzyszy mu snop reflektora
Nie słyszy owacji tłumu
Majaczący blask księżyca w ciemno-granatowej próżni
Odbija się od jego czerwonego noska,
I nic
Przed
Za
Nad
Pod
Z lewa i prawa.

Jest, w tym jednym miejscu
Jednym czasie tocząc się,
Czasem stoi miesiące, lata
Na tym samym skrawku,
Czasem mknie przed siebie
Na swoim monocyklu
Bez żadnego równoważnika
Może cofnąć się,
I stanąć tam gdzie był.

Całe jego życie to jeden punkt,
W którym on się styka
Swoim wehikułem z liną,
Ciągnie się przeszłość i przyszłość
Jego, żywa,
Oraz śmierć, która miesza się
Z życiem w alchemii świata,
Głaszcze go i strąca z siodełka,
Lecz póki co on dalej trzyma pion
Ocierając mokrą twarz. 


1 komentarz: